Dobre siedzisko to podstawa! Nowe krzesła w firmie - Felieton Macieja Stachowskiego
Mimo że podmuchy jesiennego wiatru dawały coraz bardziej o sobie znać – a miałem pewność, że gdy jeszcze jadę do pracy i z niej wracam, za oknem jest widno – zdecydowanie mniej czasu spędzałem za biurkiem. Większość dnia pochłaniały mi obchody zakładu. Dużo działo się na terenie magazynu, a także wokół budynku na placu składowym. Będąc dokładnie w epicentrum wydarzeń, można było więcej zaobserwować lub usłyszeć.
Czy się chodzi, czy się siedzi?
Kiedy więc postawiłem na ruch i odczuwałem zdecydowanie szybszy upływ czasu pracy, chodząc po zakładzie, zasłyszałem kilka opinii zupełnie odmiennych od mojej filozofii. Pojawiły się mianowicie głosy, że dobrze mają ci, którzy mogą sobie pochodzić, a o tych, którzy muszą siedzieć, już się nie dba. Zaintrygowany tym faktem postanowiłem sprawdzić, o co dokładnie chodziło. Najlepszą ku temu okazją była przerwa w pracy którejś linii produkcyjnej, gdyż cała załoga, korzystając z w miarę sprzyjającej pogody, udała się na zewnątrz, aby wdychać świeże powietrze, czyli… pod wiatę przeznaczoną jako miejsce palenia tytoniu. Tak czy inaczej mogłem się wówczas bliżej przyjrzeć przyczynie ich narzekania, a mianowicie krzesłom. Co zaobserwowałem? Krzesła rzeczywiście nadawały się do wymiany, a przynajmniej do naprawy. Nie było już wielkiego zdziwienia na mojej twarzy, gdy kilka z nich wypróbowałem. Z jednego omal nie spadłem, tak bardzo było sfatygowane. Generalnie były to krzesła tego samego typu. Regulowane siedzisko, obrotowe, na pięcioramiennej podstawie z kółkami. Rzeczywistość ukazała mi jednak brak lub bardzo ograniczone możliwości regulacji wysokości, obrót możliwie o kilkanaście stopni (czasem tylko w jedną stronę) i wyszczerbione, ryzujące posadzkę kółka, które kręciły się w systemie: co drugie! Było więc jasne, że należy złożyć wniosek do pracodawcy o wymianę zużytych krzeseł na nowe. Nowe krzesła nie sprawią co prawda, że pracownicy będą więcej chodzić w czasie pracy, bo na to nie pozwalała specyfika procesów, które wykonywali, niemniej jak już mieli te niemal 8 godzin dziennie na nich siedzieć, to niech to siedzenie będzie w miarę możliwości wygodne, a przynajmniej wygodniejsze niż do tej pory.
Wymieniamy, nie naprawiamy
Mój wniosek spotkał się z dużym optymizmem ze strony osób, które miały wydać pozytywną decyzję w kwestii rozpoczęcia całej akcji. Oczywiście zastrzeżono, że nie wymienimy kilkuset krzeseł za jednym razem, a co najwyżej po kilkadziesiąt miesięcznie, a skoro tak, to za około pół roku będzie można ogłosić spektakularny sukces. Gdzieś tam pojawiały się również głosy, czy akurat nie można niektórych krzeseł naprawić, czy od razu trzeba wymieniać na nowe? Ku mojemu zdziwieniu głosy te zostały natychmiast stłumione, bo decyzja została już podjęta. Wymieniamy, nie naprawiamy!
Kiedy kluczowy problem został rozwiązany pojawił się jednak kolejny. Dotyczył modelu krzesła, na jaki obecne miały zostać wymienione. Na pewno regulowana wysokość plus regulacja oparcia, możliwość obrotu o 360 stopni czy kółka na pięcioramiennej podstawie – to musiało pozostać. Dodatkowo pojawiały się pytania o stopień amortyzacji siedziska, podłokietniki czy zagłówek. Kiedy przez kilka następnych dni chodziłem po firmie i zbierałem informacje odnośnie preferencji pracowników w kwestii nowych krzeseł, z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiałem sobie, że musiałbym zakupić tyle różnych modeli, ile ludzi zatrudnionych na siedzących stanowiskach. Wszystkim nie można było dogodzić. Postanowiłem więc urządzić coś w rodzaju castingu. Casting na krzesła! Tego jeszcze nie było…
Casting na krzesła, czas – start
Mając na uwadze szacowany budżet, jaki przeznaczony był na wymianę krzeseł, przejrzałem kilkanaście ofert od dostawców, do których wcześniej wysłałem zapytanie. Brałem również pod uwagę fakt, który z oferentów będzie w stanie spełnić nasze wymagania ilościowe. Chodziło o zapewnienie dostawy kilkuset jednakowych krzeseł w nieco długim, bo przecież kilkumiesięcznym przedziale czasowym. Z tych kilkunastu ofert wybrałem cztery modele, których niestety nie udało się w żaden sposób wypożyczyć i trzeba je było kupić. Zakupiłem więc cztery sztuki krzeseł najbardziej korzystnie jak to tylko możliwe i tym samym rozpoczęła się akcja testowania nowych siedzisk. Pracownicy mogli posiedzieć na każdym z nich i zdecydować, które wydaje się najbardziej odpowiednie. Oczywiście najlepiej z ich punktu widzenia byłoby, gdyby testy trwały kilka miesięcy. Ponieważ tyle czasu nie mieliśmy, to każdemu, kto już krzesło miał okazję wypróbować, pozostawało złożyć w specjalnej skrzynce (umieszczonej w każdym dziale) anonimowej opinii i dokonanie wyboru (które było najwygodniejsze czy też najbardziej praktyczne). Większością głosów miał zostać wybrany jeden model, który następnie planowaliśmy zakupić w kilkuset egzemplarzach.
No i stało się!
Pierwsze nowe krzesła dla siedzących pracowników sektora produkcji zaczęły spływać wedle zamówienia. W czasie, kiedy zamówienie było realizowane, duża liczba osób, które testowały i opiniowały nowe krzesła, zdążyła się zwolnić z pracy, a w ich miejsce pojawili się nowi, niczego nieświadomi pracownicy, którzy jednak rozpoczęli pracę już z nieco innego pułapu. Była regulacja chyba w każdej możliwej płaszczyźnie, obrót dookoła własnej osi i kółka, które nie ślizgały i nie rysowały posadzki. Pełnia szczęścia – zaspokojenie najpilniejszych potrzeb działów produkcji to było coś! I kiedy tak przyjemnie czuło się podmuchy jesiennego wiatru i jeszcze tak pięknie świeciło słońce… nagle lunął deszcz! Przyszedł do mnie ktoś z pionu administracji i zapytał: Ty, no fajna akcja z tymi nowymi krzesłami! A nam kiedy zaczniecie wymieniać…?
Komentarze