Partner serwisu
24 listopada 2014

Kruszywa 2014: wzlot czy upadek

Kategoria: Kruszywa

Zgodnie z powiedzeniem „jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz” branża kruszyw sama zgotowała sobie obecny los, nadmiernie rozbudowując potencjał produkcyjny i nie dostrzegając możliwości drzemiących w logistyce. Nawet jeśli lata 2015-2020 przyniosą spodziewany wzrost popytu, to najważniejsze kwestie pozostaną otwarte – czy nastąpi i jak zostanie przeprowadzona konsolidacja rynku, a także czy strategia maksymalizacji wolumenu nadal będzie siać spustoszenie wśród producentów kruszyw ocalałych z konsolidacji i zamkniętych w swoich ciasnych „gettach”, bez szans na generowanie godziwej marży...     

Kruszywa 2014: wzlot czy upadek

Czy to na pewno kryzys popytu?

W branży kruszyw dość powszechnie uważa się lata 2012 do 2014 za kryzysowe, w odróżnieniu od prosperity roku 2011 i od spodziewanego ożywienia w latach 2015-2020. Czy takie stwierdzenie jest na pewno słuszne? Rok 2014 zamknie się konsumpcją kruszyw na poziomie co najmniej roku 2013, czyli około 220 mln ton, co oznacza „spożycie” na głowę przeciętnego Polaka w wysokości ponad 5 ton, czyli w dobrej średniej europejskiej. Czy uda się powrócić do poziomu rekordowego roku 2011? Moim zdaniem nie. Musimy nauczyć się funkcjonować w obecnej rzeczywistości z konsumpcją krajową kruszyw wahającą się pomiędzy 200 i 250 mln ton, ze zmiennym, zależnym od realizacji projektów drogowych i kolejowych, udziałem kruszyw łamanych i pospółek w całkowitym zużyciu i z narastającą tendencją do wypierania żwirów przez grysy, zwłaszcza węglanowe, w zastosowaniach betonowych. Musimy się nauczyć funkcjonować w warunkach nadmiernej konkurencji z mocami produkcyjnymi o połowę większymi niż popyt, gdzie na powierzchni utrzymają się tylko ci najtańsi.

Konsolidacja albo śmierć

W tej sytuacji najważniejszym problemem branży jest nadmiar mocy produkcyjnych, o czym mogą świadczyć choćby kłopoty finansowe niektórych nowych graczy na rynku kruszyw łamanych, które mogą zakończyć się ich likwidacją i wyprzedażą majątku, a także o wiele mniej spektakularne problemy, które dotknęły wielu prywatnych eksploatatorów nastawiających się na dostawy pospółki do projektów infrastruktury liniowej. Jak mówią niektórzy: „kruszywo w ziemi jeść nie woła”, ale podatki niestety biją po kieszeni, a tymczasem budowa stoi…

Konsolidacja branży jest w tej sytuacji nieunikniona i w zasadzie obojętne jest, jak ona przebiegnie – poprzez wykup jednych przedsiębiorstw przez drugie, czy też przez upadłości i likwidacje. W efekcie konsolidacji musi wykształcić się układ rynkowy, w którym poszczególny producent kruszyw będzie dysponował własnym rynkiem, na którym będzie mógł realizować godziwe marże, które z kolei pozwolą mu na zakupy kolejnych gruntów z zasobami pod eksploatację, wymianę zużytych maszyn, postęp technologiczny itp.

W warunkach polskich utrudnieniem procesu konsolidacji jest bardzo nierównomierne rozmieszczenie złóż kruszyw, a tym samym ich producentów, co powoduje powstawanie „gett” kruszywowych, czyli skupisk kilku producentów w ramach jednej gminy czy powiatu. Działalność w takim „getcie”, w którym każdy konkuruje z każdym dosłownie „do upadłego”, nie daje możliwości wytworzenia własnego rynku , co z kolei prowadzi do utrwalenia sytuacji nadmiernej konkurencji i w konsekwencji do trwałej erozji marży.   

(Nie) opłacalne optymalizacje

Wielu z nas uważa, że receptą na „kryzys” jest optymalizacja, w tym w szczególności optymalizacja procesów produkcyjnych oraz kosztów. Czy na pewno? Z punktu widzenia teorii, kresem optymalizacji jest poziom kosztów całkowitych (zmiennych dystrybucji, zmiennych wytworzenia oraz stałych) lidera rynkowego, którym często jest po prostu producent położony najbliżej rynku. Jeżeli lider rynkowy przeprowadzi wszystkie optymalizacje wzorowane na pomysłach konkurentów, to z racji najniższych kosztów dystrybucji będzie miał najniższe koszty całkowite, a więc, przy podobnym oczekiwanym poziomie marży (która może być ujemna), będzie w stanie zaoferować na rynku najniższe ceny, a tym samym przejąć większość wolumenu sprzedaży. Dalsza optymalizacja nie będzie miała sensu, bo na rynku zostanie tylko lider, a ceny wzrosną zgodnie z zasadą gry popytu i podaży.

Czy w takiej sytuacji warto skupiać się na optymalizacji kosztów, a jeśli tak, to których? Jeżeli przyjmiemy, że średnie jednostkowe koszty zmienne wytworzenia wynoszą w firmie produkującej kruszywa naturalne 5,00 PLN/t, a średni koszt dystrybucji 1 tony kruszyw na odległość 3 km wynosi  1,00 PLN/t, to z prostego wyliczenia wynika, że całe koszty zmienne odpowiadają mniej więcej dystansowi 15 km! Innymi słowy, jeżeli nasza kopalnia znajduje się 15 km bliżej od rynku niż kopalnia konkurenta, to możemy zapomnieć o optymalizacji kosztów! Jest ona niepotrzebna, bo nasz konkurent i tak, nawet po zrealizowanej optymalizacji, nie będzie w stanie nawiązać z nami skutecznej walki konkurencyjnej. Optymalizacja kosztów zmiennych jest najczęściej trudna, bo nośnikami tych kosztów są towary i usługi wytwarzane w warunkach monopolu (opłata eksploatacyjna) lub w najlepszym razie oligopolu (energia elektryczna, olej napędowy). Optymalizacja takich kosztów wiąże się często ze znacznymi nakładami inwestycyjnymi, niewspółmiernymi do osiągniętych efektów optymalizacji. 

Co więc warto optymalizować? Przede wszystkim koszty dystrybucji, które są najczęściej największą pozycją w całkowitych kosztach zmiennych. Wytyczenie i wybudowanie nowej drogi wyjazdowej z kopalni, która skróci drogę transportu kruszyw do rynku np. o 3 km daje efekt o wartości 1,00 PLN/t, a więc dokładnie taki sam, jak obniżenie jednostkowych kosztów zmiennych wytworzenia o 20%! Zainwestowanie w nowoczesne ciężarówki z lekkimi zabudowami daje szybszy zwrot niż jakakolwiek inwestycja w wymianę urządzeń produkcyjnych, np. przesiewaczy czy kruszarek.   

Cały artykuł do przeczytania w magazynie "Surowce i Maszyny Budowlane" 4-5/2014

Fot. pixabay.com

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ